Do lektury zabrałam się z entuzjazmem. Książka jest okraszona zabawnymi rysunkami autorstwa Magdaleny Gałęzi, prowadzącej na Facebooku profil Miłozwierz. Jej prace każdego kociarza przyprawią o uśmiech i za to jest ode mnie duży plus.

Kot w domu. Instrukcja obsługi to książka zwarta i dość krótka, można ją przeczytać w jeden - dwa wieczory, co również poczytuję za zaletę. Większość z nas nie ma czasu na ślęczenie nad poradnikami. Oczekujemy od nich, że będą dostarczać wiedzy i konkretnych rozwiązań w jak najkrótszym czasie.

Autorka książki, Barbara Sieradzan, przedstawia się jako wieloletnia opiekunka kotów, nie dziwi więc, że jej praca pełna jest osobistych odnośników i historii z życia wziętych. Wielu z nas lubi taką narrację. Skraca ona dystans między pisarzem a czytelnikiem i jednocześnie uwiarygadnia autora, który na własnej skórze doświadczył blasków i cieni życia z kotami pod jednym dachem.

Jednak zalety Kota w domu są również jego wadami. Książka jest krótka, ale przez to niezwykle powierzchowna. Każdemu zagadnieniu poświęca kilka - kilkadziesiąt zdań, często prześlizgując się po ich powierzchni w sposób, który może być niebezpieczny.

Oczywiście mam świadomość “skrzywienia zawodowego”, przez jakie odbieram słowa pani Sieradzan. Jednak nie mogę nie zaprotestować czytając opis “leczenia” kociej depresji zabiegami bioenergoterapii. O ile nie mam nic przeciwko takim zabiegom, o tyle protestuję przeciwko stosowaniu bioenergoterapii jako jedynego i wyłącznego sposobu na radzenie sobie z tak trudnym zaburzeniem, jakim jest kocia depresja. Barbara Sieradzan słowem nie wspomina, że istnieją leki, które mogą kotu przynieść natychmiastową ulgę oraz terapie behawioralne, które wydatnie przyspieszają proces zdrowienia. Zabiegi bioenergoterapeutyczne miały przynieść efekt po mniej więcej roku. Podawanie atydepresantów i ćwiczenia behawioralne mogły skrócić ten okres do kilku miesięcy. Nie musiały, ale czy nie warto byłoby spróbować?

Polecane karmy dla kotów - sprawdź je!

Podobnie sytuacja ma się w przypadku porad odnośnie innych zaburzeń zachowania. Barbara Sieradzan nie wspomina ani słowem o pomocy behawiorysty. Jest to dla mnie szczególnie przykre. Zawód kociego behawiorysty jest w Polsce nowością, nie mamy jeszcze nawyku zwracania się do behawiorysty z problemami kociego zachowania, chociaż wśród psiarzy takie postępowanie jest już naturalne. Terapia behawioralna jest niezwykle skuteczna i może w krótkim czasie rozwiązać problem sikania poza kuwetą, agresji, lęków.

Jednak największą wadą Kota w domu jest - moim zdaniem - antropomorfizacja kotów, czyli przypisywanie im ludzkich uczuć i motywacji. Jest to szczególnie szkodliwe podejście, z którego konsekwencjami stykam się na co dzień. Człowiek traktujący kota jak “małego człowieka” przenosi na niego własny sposób myślenia i odczuwania, co przeważnie kończy się nieporozumieniami, frustracją, a w skrajnych przypadkach - porzuceniem zwierzęcia.

Rozumiem, że pani Barbara Sieradzan nie jest naukowcem, a jej książka ma charakter poradnikowy, ale miłośnik kotów powinien zdawać sobie sprawę, że konstrukcja kociego mózgu nie jest w stanie tworzyć tak skomplikowanych konstruktów psychicznych, a już na pewno nie w ludzkim rozumieniu. Kotu - samotnemu łowcy - nie są one do niczego potrzebne. Nawet jego percepcja czasu jest inna niż nasza. Nie oznacza to, że kot jest od człowieka “gorszy”, oznacza jedynie, że jest osobnym gatunkiem, który ma swoje sposoby rozumowania i odczuwania. Szacunek do odrębności polega na tym, by te różnice poznać, zamiast sprowadzać je do ludzkiego poziomu, który jest może bardziej przystępny, ale najczęściej fałszywy. Sprawdź także ten artykuł na temat pierwszych dni kota w domu.

Jednak szczególnie groźny fragment książki, który znajduje się na samym końcu. To felinoterapia. Pani Barbara pisze o niej w pozytywnym sensie. Myślę, że wynika to z braku wiedzy na temat rynku felinoterapii w Polsce. Znaczna część tych zajęć, o ile nie wszystkie, jest prowadzona bez poszanowania autonomii zwierzęcia, bez odpowiednich kwalifikacji prowadzących je osób (w Polsce nie istnieje zawód  felinoterapeuty, każdy więc może się nim nazwać, choćby nigdy nie widział kota na oczy) i tak naprawdę nie służy niczemu oprócz zarabianiu pieniędzy. Na wielu zdjęciach z tak zwanej felinoterapii, które łatwo znaleźć w internecie, widać przerażone zwierzęta, zmuszane do wykonywania zawodu “kociego terapeuty”, chociaż każdy element ich ciała pokazuje stres i przerażenie..

Moim zdaniem istnieją na polskim rynku dużo lepsze pozycje, które pomogą laikowi zrozumieć kota, a także poradzić sobie z podstawowymi problemami behawioralnymi. Są napisanie równie przystępnym językiem i obfitują w anegdotki z życia wzięte, nie powielają jednak szkodliwych mitów, z którymi walczą behawioryści. Polecam prace Małgorzaty Biegańskiej - Hendryk, które od lat cieszą się niesłabnącą popularnością, a z zagranicznych Kocie mojo Jacksona Galaxy.

Kot w domu. Instrukcja obsługi nie jest książką całkowicie złą. Na pewno napisano ją w dobrej wierze i z miłością, którą czuje się między słowami. Może stanowić ciekawą lekturę dla osób, które z kotami nigdy nie miały nic wspólnego. Jednak nie traktowałabym jej stricte jako poradnika, a jedynie jako drogowskaz w kierunku bardziej merytorycznych źródeł.

ikona podziel się Przekaż dalej