„Wiem, że podjeliśmy dobrą decyzję, ale męczy mnie to, że ciągle muszę się wszystkim z tego tłumaczyć!” – mówi Asia. – „Wszyscy na nas patrzą, jakbyśmy zrobili coś złego, ale to tak naprawdę my byliśmy oszukani przez pracowników schroniska. Pies tam wrócił po kilku dniach u nas, a ja jestem pewna, że nigdy więcej żadnego zwierzaka w domu! No chyba, że z renomowanej hodowli!”
Asia i jej mąż Marek zawsze planowali mieć psa. Szczególnie ona tego bardzo chciała, bo w domu, w którym się wychowała zawsze były zwierzęta. Więc kiedy tylko przeprowadzili się do nowego mieszkania od razu zapadła decyzja: bierzemy pieska. Nie chcieli szczeniaka z hodowli, postanowili adoptować jednego ze zwierzaków czekających na dom w schronisku.
„Czuliśmy, że to najlepsze wyjście. Tyle psów jest bezdomnych i czeka na swoją rodzinę. Wiedzieliśmy, że świetnie się do tego nadajemy, bo przecież miałam psy w domu! Jednego, pieska o imieniu Szarik, bardzo kochałam. To był taki kundelek trochę podobny do owczarka niemieckiego, trochę mniejszy, ale widać, że geny owczarkowe. Był kochany, ciągle się przytulał, robił sztuczki. Postanowislismy znaleźć podobnego psiaka” – opowiedziała Asia.
Jej mąż dodaje, że to nie była nieprzemyślana decyzja. Dość długo szukali odpowiedniego pieska. Odwiedzali dwa schroniska w okolicy, wychodzili na spacer z różnymi psami. W końcu wybór padł na Majkę, suczkę bardzo podobną do psa, którego Asia miała w dzieciństwie. „Była kochana, taka spokojna na spacerkach. Jej opiekunka, wolontariusza ze schroniska mówiła, że ma bardzo łagodny charakter i jest bezproblemowa. Pojechaliśmy ją odebrać i nie posiadaliśmy się ze szczęścia”.
Zaczęły się kłopoty
Okazało się jednak, że szczęście Asi i Marka nie trwało długo. Pierwszej nocy Majka długo wyła i szczekała, nie mogli jej uspokoić. I chociaż byli z nią na spacerze – załatwiła się w domu. A sam spacer nie był wcale jakąś przyjemnością. „Majka ciągnęła i biegała, najpierw bardzo się podekscytowała, a potem nie chciała nigdzie iść ani wrócić do domu. Szczekała też na psy, które przechodziły obok niej i pobiegła za rowerzystą, nie spodziewałem się tego, więc mnie pociągnęła do przodu” – opowiada Marek.
Rano zadzwoniła do nich wolontariuszka ze schroniska i opowiedzieli jej o problemach z Majką. Pocieszyła ich, że tak się zdarza na początku, przecież piesek musi się przyzwyczaić, i że to minie z czasem. Postanowili się nie zrażać i dali psu trochę czasu.
„Nie damy sobie rady z tym psem”
Jednak z dnia na dzień było coraz gorzej: „Majka niewiele jadła, w nocy szczekała, na spacerach albo ciągnęła, albo stała jak ciele i nie chciała się ruszyć” – relacjonuje Asia – „Szczekała na psy sąsiadów i wystraszyła dziecko jadące na rowerku. Nie chciała się też bawić. Nie zwracała uwagi na zabawki ani gryzaki, kiedy byliśmy w domu po prostu chowała się za kanapą i tam siedziała”.
Przez pierwsze trzy dni Asia miała urlop i siedziała z Majką w domu. Potem jednak musiała wrócić do pracy i piesek miał zostawać na około 6 godzin sam – tak się układały godziny pracy Marka i Asi. Kiedy mężczyzna wrócił do domu, od razu przy drzwiach wdepnął w kałużę, a same drzwi były porysowane pazurami od góry do dołu.
„No i to wyjadanie” – poskarżyła się Asia. – „Majka nie chciała jeść karmy z miski, tylko potrafiła wskoczyć na stół czy blat i wyjadać nam z talerzy! Raz chwyciła zębami gorącego kotleta z patelni i się poparzyła”. Oboje zaczęli być coraz bardziej zniechęceni i zmęczeni.
„Spacery to był koszmar, nocami Majka szczekała. Nie wiem, kiedy spała, bo całymi dniami drapała drzwi i piszczała, a tak przynajmniej mówią sąsiedzi. Nie mogliśmy sobie z nią poradzić!” – opowiada Marek. – „Chcieliśmy mieć dorosłego, wychowanego psa, który będzie nam towarzyszył, leżał na kanapie i bawił się z nami, a mieliśmy tylko problem.”
„Wszyscy się nas czepiają!”
Majka była u nich dokładnie tydzień. Po tym czasie para postanowiła odwieźć ją do schroniska. „Byliśmy coraz bardziej zmęczeni i zdenerwowani, ja zamieniłam się w kłębek nerwów, przez co kłóciliśmy się też ze sobą” – podsumowuje Asia. – „Uznaliśmy, że nie ma sensu dalej, bo tylko się męczymy, a Majka razem z nami.”
W schronisku nie przyjęto ich dobrze, opiekunka psa, z którą załatwiali formalności dotyczące adopcji, starała im się to wyperswadować. Asia jest rozrzalona: „Ta opiekunka patrzyła na nas jak na jakiś zbrodniarzy. Sąsiedzi i rodzina też pytają, co się stało z psem i zachowują się, jakbyśmy byli złymi ludźmi. Wszyscy się nas czepiają, ale to my zostaliśmy oszukani! W schronisku powiedzieli nam, że to spokojny i przyjazny piesek, a tak nie było!”
Teraz kobieta jest pewna, że nigdy więcej żadnego psa. A już na pewno nie ze schroniska. „Oddanie Majki to jedyna decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Naprawdę” – dodaje.